Ollantaytambo to male miasteczko, nad ktorym goruja ruiny fortecy Inkow. Zbudowane jest na planie inkaskiego miasta - krzyzyjaca sie siatka brukowanych ulic, wzdluz ktorych plynie woda w waskich kanalach. Brukowane waskie ulice, domy zbudowane z ociosanych kamieni, forteca i na przeciwleglym wzgorzu wyryta w skale twarz boga Wirakoczy nadaja miasteczku niepowtarzalny klimat.
Ollantaytambo jest niewielkie, wiec spacerujac zaglada sie w te same miejsca. Z rana jest spokojnie, okolo 11 miasteczko zalewa fala turystow. Wdrapuja sie po licznych schodach na szczyt twierdzy, pstrykaja fotki, ogolny zamet i halas. Aby wchlonac jako tako atmosfere miejsca nalezy sie wybrac wczesniej. Okolo 9 - 10 rano przy odrobinie szczescia mozna pstryknac fotki bez roznokolorowych, rozsianych wszedzie ludzikow. Ba, mozna nawet w ciszy pomedytowac, majac u stop ruiny, tarasy i domostwa a po przeciwleglej stronie powazna twarz Wirakoczy. Trzeba jednak po godzinie uciekac w droge powrotna, azeby okolo poludnia wyjsc z ruin. Nie to, zebym miala cos przeciwko turystom i uciekala przed nimi. Chodzi o to, ze jest to miejsce wyjatkowe, dla tych szczegolnie, ktorzy co nieco poczytali o historii Inkow i o bitwie stoczonej wlasnie tutaj. Tarasy u podnozy ruin byly scena wielkiej porazki konkwistadorow, kiedy z zamku Manco Inki posypaly sie strzaly. Zawsze gdy czytamy, mamy jakies wyobrazenie o danym miejscu i jego otoczeniu. I gdy mamy okazje skonfrontowac to nasze wyobrazenie z rzeczywistoscia potrzebujemy chwili czasu i spokoju. W tlumie i halasie wyglada to zupelnie inaczej, dlatego warto, jesli tylko mamy sposobnosc, udac sie troche wczesniej i zaczerpnac tej atmosfery w samotnosci.
Miasto otoczone jest murami obronnymi, wewnatrz znajduje sie twierdza zbudowana na planie wieloboku. W gornej czesci znajdowalo sie sanktuarium, pozostaloscia ktorego jest Oltarz Inki i Tron Ksiezniczki. Dzielnica mieszkalna znajduje sie wokol centralnego placu. Liczne sa komnaty, groty i inne. Podobno ksztal miasta przypomina lame. Widzialam zdjecie zrobione z przeciwleglego wzgorza i faktycznie, mozna sie dopatrzyc ksztaltu tego zwierzecia. Podobno w dniu przesilenia slonce oswietla dokladnie miejsce, gdzie znajduje sie oko lamy. Na zdjeciach wyglada to impresionante.
Po poludniu w miasteczku odbywaly sie wyscigi rowerowe. Ruch zostal wstrzymany, miejscowi podnieceni okupowali punkty widokowe. Atmosfera udzielila sie rowniez turystom, ktorzy czyhali na dobre ujecia. Indianki, dotad schowane w cieniu swych straganow rowniez wyszly na ulice i z usmiechem oczekiwaly na zwyciezce. Haos, tlok, korek, krzyki i radosna atmosfera.
Po poludniu wybralam sie jak zwykle do baru na kanapke z palta (avocado), jamon (szynka) y huevo (jajo). Spaceruje sobie waska, brukowana uliczka gdy nagle widze jakas znajoma morde z siwymi wlosami. Jurek! Gora z gora sie nie zejdzie.... Z Jurkiem bylismy razem na trasie Meksyk - Kostaryka. Prawie 2 lata temu. Od tamtej pory cisza. Byl tak samo zaskoczony jak ja. Co za spotkanie! Jest to pierwszy napotkany Polak od poczatku mej podrozy i to znajomy Polak!!!! Zbieg okolicznosci?