Autobusy boliwijskie to juz nie to samo co wygodne buscama wenezuelskie, chilijskie czy chociazby peruwianskie. To zwykle szkolne busy, niewygodne, bez rozkladanych siedzen. I chociaz mialam szczescie bo wylozylam sie na tylnych siedzeniach to byl nocny koszmar. Doslownie. Z czestotliwoscia co 15 minut wstawalam zamykac otwierajace sie okno. Bylo mi po prostu zimno, a kurz wdzierajacy sie z zewnatrz nie pozwalal oddychac. Zreszta i na pustyni Atacama, a juz w szczegolnosci podczas calej podrozy od granicy chilijskiej przez salary boliwijskie mialam problemy z oddychaniem. Suchosc powietrza, kurz, piasek i podroz na wysokosci 4200-5000 m npm daly mi sie we znaki. Caly czas chodzilam z chusta na twarzy, podlewajac ja obficie woda co chwile. Dawalo to chwilowa zwiekszona wilgotnosc powietrza i eliminowalo wdzieranie sie piasku do nosa. Wracajac do podrozy nocnej... Bylam nadal na wysokosci ok 4 tys m npm, z chorymi zatokami, bolem glowy, wbijajacym sie w plecy siedzeniem i otwierajcym sie oknem. Rano amerykanscy turysci powiedzili mi, ze w srodku nocy obudzilam wszystkich, kazalam kierowcy zapalic swiatlo i poszukiwalam mych butow po calym autobusie. Gdzie tu maniery? Nie bardzo pamietalam co dzialo sie w nocy. Wiem, ze bylo mi bardzo zle i ze przy kazdym wstawaniu do otwierajacego sie okna cicho klelam po polsku. Melina totalna!
Potosi. W 1545 odkryto tu zloza srebra i zalozono miasto. Dzieki srebru Potosi pod koniec XVIII wieku bylo najbogatszym miastem Ameryki Poludniowej. Pracowalo tu swego czasu miliony przymusowych robotnikow, wielu zmarlo (nieoficjalne szacunki podaja ze w ciagu trzech wiekow zginelo w kopalniach prawie 8 mln ludzi!!!). W XIX wieku wydobycie zmalalo i miasto podupadlo. Obecnie zloza srebra sa znikome, wydobywa sie glownie cynk i olow. Choc minely wieki to sposob pracy nie zmienil sie. Jedyne co uleglo zmianie to sposob myslenia gornikow. Jest to jedno z nielicznych miejsc na swiecie, gdzie turysta moze zejsc pod ziemie i zobaczyc prace mineros. Wycieczka kosztuje ok 10 dolarow, agencji jest mnostwo. Trafila mi sie wycieczka tzw. specjalna w para Amerykanow (jak ich zobaczylam to myslalam ze padne, to byli ci sami z tego nocnego autobusu). Grupa mala, 3-osobowa, ludzie mlodzi. Mielismy zejsc nizej niz schodza grupy tradycyjne. Nasz przewodnik Freddy, wreczyl nam po parze kaloszy, szare spodnie i szara kurtke, wszystko odpowiednio ubrudzone. Idea cudna, myslelismy ze przyjdzie nam wybrudzic w kopalni wlasne ubrania i buty. Dostalismy takze kask z latarka. Pierwszy przystanek w sklepie. Zakupy dla gornikow. To zwyczaj przynosic prezenty. Zazwyczaj kupuje sie siatke lisci koki i zestaw dynamitu. Czasami alkohol, rekawice, napoje i inne. Gornicy pracuja w tzw coopertivos czyli kopalniach spoldzielczych. Kazdy pracuje na wlasnej dzialce, zloza sprzedaje tylko za posrednictwem spoldzielni, ktorej oddaje 7-15% dochodu. Pracuje sie w nieludzkich warunkach, prace wykonuje sie recznie prymitywnymi narzedziami. Szyby nie maja wentylacji, brakuje tez zabezpieczen. Godziny eksplozji to 12.00 i 17.00. Ale zazwyczaj wiekszosc exploruje swoj kawalek dzialki o 17.00. Od zapalenia lontu ma sie 3 minuty na opuszczenie korytarza i wydostanie sie w bezpieczne miejsce. Po eksplozji przez co najmniej 2 godziny nie mozna powrocic ze wzgledu na ulatniajace sie gazy. Dlatego tez o 17.00 gornicy ida do domu, aby z rana powrocic do miejsca pracy. Po wejsciu pod ziemie wszystko sie zmienia. Tutaj swiat rzadzi sie innymi zasadami. Chociaz wiekszosc gornikow to katolicy pod ziemia maja liczne wizerunki diabla, ktoremu oddaja czesc. Zasada nr 1 - kobiety maja zakaz wstepu. Zadna zona gornika nigdy nie zeszla pod ziemie. Podobno kobiety przynosza nieszczescie i zanikaja zloza. Dopiero od niedawna turystki moga zwiedzac kopalnie. Zasada nr 2 - pod ziemia nie mozna jesc. Zaden minero nigdy nie odwazyl sie zjesc niczego co by nie bylo lisciem koki. Spozywaja obfite sniadanie, aby pod ziemia pic tylko wode i spozywac liscie koki, ktore usmierzaja glod i dodaja energii. Zasada nr 3 - pic tylko czysty alkohol, 96%. Uwaza sie, ze jak sie wymiesza alkohol z cola czy innym napojem znalezione zloza nie beda czyste. Gornicy duzo pija, zreszta cale Potosi pije. W ciagu godziny widzialam tutaj wiecej pijanych niz w w ciagu calej mej podrozy. Mlodzi pija, bo nie ma pracy, a w kopalni pracowac nie chca. Maja wybor - kopalnia albo alkoholizm. Wybieraja to drugie - dlugosc zycia prawie ta sama a o ile przyjemniej...Wizyta w kopalni to wstrzasajace przezycie. Brak swiatel, wentylacji, korytarze pokonuje sie na wpol schylonym. Aby zobaczyc prace gornikow tzreba zejsc dwa, trzy poziomy nizej. Wyobrazalam sobie winde, schody albo chociazby drabine. Byla dziura w ziemi i lina. Jak to zobaczylismy myslelismy, ze facet chce nas wystraszyc i nam pokazuje ta dziure, o srednicy 1 metra i glebokosci ok 8 metrow. Nie byl to zart. Nasz przewodnik zrecznie wsliznal sie do dziury, zapierajac sie nogami i plecami, zlapal za line i powoli zsunal sie w dol. Przyszla kolej na nas. Wszyscy po raz pierwszy w zyciu mielismy okazje poszalec na linie. Miny mielismy srednie, ale udalo sie. Adrenalina, trzesace sie nogi i usmiech na twarzach. Myslelismy ze to wyczyn nad wyczynami dopoki nie zobaczylismy kolejnego zejscia na nizszy poziom. To juz byla lekka przesada. Dwie drewniane deski nad dziura z przytwierdzonym kolowrotkiem z lina. Dziura wezsza i na tyle gleboka, ze po skierowaniu latarki wglab nie bylo widac konca. Kobiety pierwsze. Przywiazano mnie lina, dokladnie pod posladkami, kilkukrotnie. Kazano wslinac sie powoli w szczeline pomiedzy deskami i kolowrotkiem i dobrze zapierac sie nogami, zeby moj ciezar nie zerwal tego nedznego kolowrotka. Dobrze, ze moja mama tego nie widzi, pomyslalam. Dziura byla gleboka i przyznam, ze takiej adrenaliny nie mialam nawet na paralotni. Ciemno, duszno, a ja wisze na jakiejs lichej linie, kilkanascie metrow nad czyms gdzie mialam wyladowac... Na dole byl waski korytarz, gdzie pracowalo dwoch gornikow. Jeden zbieral kruszce do toreb, drugi mozolnie kul w scianie i przygotowywal otwory, do ktorych wlozy dynamit. Ich twarze jak z obrazu, malomowni, z jakims takim smutkiem w oczach. Tzw. dzialek zobaczylismy trzy, w kazdej ta sama rozmowa, te same smutne twarze. Brak wody, powietrza, na ziemi torebki z liscmi koki, unoszacy sie w powietrzu specyficzny zapach gazu, ktory zatykal nos. Nawet prezenty nie robily na nich zadnego wrazenia. Smutnie odpowiadali - dziekuje. Ich dzienny zarobek to ok 40 bolivarow (jakie 10 dolarow), wiec z czego sie cieszyc. Gdy caly dzien pod ziemia, trzeba oplacic spoldzielnie, liscie koki, dynamit, lonty, alkohol i zapewnic zycie zonei i dzieciom. To juz nie te czasy, jak kilkaset lat temu, czy chociazby jeszcze na poczatku XiX wieku, kiedy napotykalo sie na zyly czystego srebra, pracowalo sie dzien i noc i za uzyskane pieniadze budowalo sie nowy dom. Znaleziona zyla oznaczala bogactwo. W dzisiejszych czasach rzadkoscia jest spotkanei pieknej zyly, a jesli juz sie znajdzie to najpierw oddaje sie probke do laboratorium na wycene a dopiero potem, gdy wycena jest korzystna pije sie pod ziemia. Tylko 96%. Po takiej balandze czesto ktorys z kompanow spada do dziury i sa to najczestsze przypadki smiertelne w kopalni. Wizyta ta wstrzasnela mna. Po tym, co ujrzaly moje oczy albo czego nei ujrzaly (bo ciemno bylo jak diabli) bede doceniac kazda prace. Zadna przyjemnosc siedziec calymi latami pod ziemia i dlubac w skale. A´propos lin i adrenaliny. Wspinaczka okazala sie byc o wiele trudniejsza niz schodzenie. Nikt juz nie pomagal i nie wciagal cie na gore. Mozna bylo liczyc tylko na wlasne liche miesnie. Pokonalismy dzielnie wszystkie liny, kolejne zejscia w dol, czolganie sie, zeskakiwanie z progow, balans na scianie 45 stopni i wiele innych. Bez wody i z tym dusznym powietrzem bylo ciezko. Spedzilismy pod ziemia 4 godziny, wyszlismy na powierzchnie brudni i spragnieni. Oczy jak u kreta, przyzwyczailismy sie do ciemnosci. Glodni nie bylismy, bo oproznilismy miedzyczasie reklamowke lisci koki. Na koniec dowiedzielismy sie, ze wyjatkowosc tej wycieczki polegala na tym, ze na te poziomy gdzie bylismy nie schodza turysci. Zbyt niebezpiecznie... Wracajac w kaskach, kaloszach i brudnym szarym stroju przez ulice Potosi bylismy szalenie dumni. Ktos zapytal - widzialas Ghost Buster?